Archiwum 13 stycznia 2014


sty 13 2014 6. Time to wake up
Komentarze: 0

 

- Elizabeth, powinnaś wrócić do domu – powiedziała bez uczucia, patrząc na mnie swoimi oczami bez uczucia, jakby patrzała na przedmiot

- Mieliście mnie w dupie przez tyle czasu, teraz wam się przypomniało o córeczce? Bo co, Amber was zawodzi? Bo chcielibyście może mieć się na kim wyżyć? – krzyknęłam niemal zalewając się w łzach ale powiedziałam sobie, że będę silna. Spojrzała na mnie znów tym swoim zimnym spojrzeniem, a ja centralnie wpatrując się jej w oczy czekałam aż coś powie.

- Nie popełniaj błędu jak  Amber – powiedziała znów jak do śmiecia, nie wytrzymałam i zaczęłam się drzeć głośniej niż wydawało mi się, że potrafię

- Nie jestem dziwką jak ona! Myślicie, że ona była taka idealna jak była w moim wieku? Spierdalała z domu na imprezy i ruchała się z kim popadnie, więc teraz nie bądźcie zdziwieni że wpadła!  Nie wiem czym ja zawiniłam, że tak mnie nienawidzicie, ale nigdy nie będę nią! I nie potrzebuję waszej miłości, żeby być szczęśliwą! – zobaczyłam w jej oczach łzy, ale nie przestawałam – Teraz płaczesz, a kiedy byłaś kiedy ja ryczałam dniami, i faszerowałam się tabletkami bo sądziliście, że jestem jebnięta bo miałam próbę samobójczą? Gdzie wtedy byłaś mamo? Kiedy Cię potrzebowałam, a pamiętam. Miałaś mnie w dupie i teraz ja mam ciebie w dupie, idź do swojej ukochanej córeczki, w waszym domu nie ma dla mnie miejsca, pogódź się, że tam nie wrócę – powiedziałam

- Eli…

- Przestań się użalać nad sobą, trzeba było pomyśleć, kiedy mnie raniłaś – powiedziałam bez uczucia

- Wróć do domu

- Nie, a teraz możesz już sobie iść, wolę spędzać czas z moich chłopakiem niż patrzeć na twoją zakłamaną twarz – zamknęłam jej drzwi pod nosem i opadłam na podłogę, a moje oczy zalały się łzami, nie zrozumcie mnie źle, ale cały ból jaki doznałam od nich przenikał przez moje ciało właśnie w tym momencie, byłam zdruzgotana, ale zarazem przepełniona nienawiścią. Jared podszedł do mnie cicho i przytulił, właściwie niewiele potrzeba było mi, żeby się uspokoić.  Słyszał całą kłótnię bo darłam się w niebogłosy, próbując jako odreagować to wszystko.

- Połóż się, zaparzę ci jakąś herbatę, chyba mamy melisę to cię wyciszy – powiedział i zaprowadził mnie do salonu, położyłam się grzecznie i patrzałam w sufit, tak jakbym w ogóle nie kontaktowała.  Po chwili przyniósł mi herbatę i usiadł koło mnie, ponieważ oczywiście podniosłam się żeby wypić zawartość kubka.

- Zapewne chciałbyś wiedzieć jak to było ze mną i rodziną co? – powiedziałam i nawet lekko się uśmiechnęłam, byłam przyzwyczajona do mówienia o tym

- Nie musisz jeżeli nie chcesz, nie chcę naciskać Effy – powiedział i spojrzał na mnie.

- To dla mnie normalka – uśmiechnęłam się – od zawsze byłam tą gorszą w domu, chociaż byłam solidniejsza, milsza i ogólnie lepiej wychowana niż moja siostra Amber. Ona mogła wszystko ja nic, później zaczęły się kłótnie i wszystko co złe trafiało na mnie. Nigdy nie czułam miłości od nich, jedynie zimno, nigdy ciepło. Kiedy matka miała zły dzień potrafiła zdzielić mnie za byle gówno, typu „ źle umyłaś naczynia” albo  wmawiała mi coś co nie było prawdą. Nie myśl, że nie próbowałam z tym walczyć, bo próbowałam, ale zwykle było mówione, że sobie to wmawiam, bo właściwie kto uwierzy debilnej nastolatce. Kiedy miałam 16 lat, któregoś listopadowego wieczoru siedziałam w pokoju, na parapecie, z jakąś książką jaką udało mi się pożyczyć od ciotki, czytałam ją i oglądałam gwiazdy, kocham to robić, i jedynie to mnie ratowało w ciężkich chwilach. Moja matka wróciła z pracy wściekła usłyszałam że stłukła talerze, a potem wołanie mnie do kuchni, cóż miałam zrobić jak nie miałam jej posłuchać? Dostałabym dwa razy mocniej niż mogę dostać za to, że zbiła talerz. Poszłam i posprzątałam potłuczone talerze, ale podobno coś zostało. Przyszła do mojego pokoju. Zaczęła wyzywać mnie od szmat, a ja zaczęłam się bronić, pierwszy raz uderzyłam własną matkę w obronie, cóż dostałam dwa razy mocniej. Spadłam na łóżko z nosem z którego płynęła lepka krew. Dziwne prawda? Że matka bije własną córkę.  A jednak jestem żywym przykładem. Pół roku walczyłam ze sobą, każdego dnia przypominając sobie jaka to jestem najgorsza, do cna przesiąknięta wszystkim co słabe. Nikogo nie było w domu, był 6 maja, słońce świeciło mocno, a ja siedziałam w domu, pod karą jeżeli wyjdę.  Wszystko miałam zaplanowane, list leżał na moim stoliku, a ja trzymałam w rękach nóż. Niby bardzo głupie i odważne próbować się zabić. Zamknęłam oczy, i wcisnęłam nóż w swój brzuch, a lepka i ciepła krew zaczęła wypływać z rany, była głęboka, osunęłam się na ziemię a moje ubranie z białego stawało się czerwone, nie żeby coś, ale poraniłam się jeszcze raz. Wtedy do domu wszedł tata, nigdy nie widział jak matka mnie bije, albo udawał, że nie widzi, znalazł mnie w tym stanie. Karetka przyjechała cholernie szybko,  podobno gdyby tata przyszedł 10 minut później byłabym w stanie krytycznym, pomimo, że i tak straciłam przytomność. Obudziłam się w szpitalu, jedyne co mi powiedziano, że będzie dobrze. Wtedy zaczęłam się leczyć, faszerowali mnie tabletkami, i  sesjami z psychiatrami. Gówno dały, sama nauczyłam być silna na tyle na ile jestem teraz. Dzisiaj to tylko wspomnienia, które czasami wracają z silniejszą mocą – powiedziałam, a on spojrzał na mnie z współczuciem, ale nie powiedział tandetnych słów, jak to, że współczuje, że mu przykro, coś tam, przytulił mnie. To mi wystarczyło.

- Już tam nie wrócisz, obiecuję, że więcej nie wrócisz do tego piekła – pocałował mnie delikatnie w policzek. Niby nasze plany poszły się rypać, ale wieczorem zamówiliśmy pizzę i obejrzeliśmy jakiś serial, na drugi dzień poszłam grzecznie do szkoły, ale pomimo jednego dnia wrażeń drugi nie był zbytnio lepszy.

- Elizabeth, to dla ciebie – sekretarka podała mi jakąś kartkę, złapałam ją. Wydalenie ze szkoły, a powód brzmiał: prośba rodziców.

Co jeszcze wymyśli moja matka żeby zniszczyć mi życie? Wrzuciłam papier do torby i wyszłam ze szkoły. To był koniec z aktorstwem. 

prayingforariot : :