Archiwum grudzień 2013


gru 31 2013 2. Jesteś nienormalny mogliśmy oboje tam...
Komentarze: 0

  W poniedziałek rano obudziłam się nawet przed budzikiem co było bardzo dziwne w moim przypadku, byłam cholernym śpiochem i nagle od tak wstaje szybciej, może jakoś dziwnie się wyspałam. Wstałam ledwo żywa z łóżka i otworzyłam okno, tak to był genialny pomysł. Październikowe powietrze wleciało do mojego pokoju a mi od razu zrobiło się lepiej. Otworzyłam szafę wyjmując mundurek szkolny i poszłam prosto do łazienki. Łazienka też nie błyszczała tymi pieniędzmi jakie posiadaliśmy, to znaczy Amber posiadała. Wzięłam prysznic i stanęłam przed lustrem, upięłam włosy w wysokiego kitka, delikatnie wytuszowałam rzęsy i podmalowałam oko, złapałam moją torbę i zeszłam na śniadanie, które oczywiście robiłam sobie sama. Nie było możliwości, aby mama coś mi zrobiła. Czasami czułam się jak powietrze i czekałam, aż wyprowadzę się z tego domu w cholerę. Zapakowałam kanapkę z serem do torby i wyszłam do szkoły. Szłam dość szybko i w szkole pojawiłam się przed dzwonkiem. Pierwszą miałam próbę do spektaklu, wiedziałam, że dziewczyny będą mnie męczyć pytaniami, ale nie miałam wyboru, musiałam się z tym jakoś uporać. Usiadłam tuż przed salą w której miała odbyć się próba, i wyjęłam zeszyt i ołówek, zaczęłam szkicować widok ze wzgórz. Zawsze to robiłam kiedy mi się nudziło. Zobaczyłam Darię i Annę jak idą w moją stronę uśmiechnięte od ucha do ucha i machające do mnie. Wstałam i schowałam zeszyt wraz z ołówkiem.

-  Cóż to za przystojny mężczyzna cię porwał w sobotę? – powiedziała Daria uśmiechając się

- Nowy w LA, ma mieć jakąś rolę w filmie. Nazywa się Jared – uśmiechnęłam się dumnie, bo jednak zawsze byłam tą poszkodowaną kiedy jeszcze one nie miały chłopaków, byłam tą co stała sama, zresztą prawie do teraz tak było. Do soboty kiedy pan niebieskie oczy nie zaczepił mnie. Rozbrzmiał dzwonek więc weszliśmy do Sali. Przebrałam się w swój strój, grałam drugoplanową rolę. Byłam dziewczyną która pomagała zmagać się… a tam bzdety. Nie podobał mi się ten spektakl ale co miałam zrobić? Musiałam zaliczyć semestr. Dzień w szkole minął mi znakomicie szybko, umówiłam się z dziewczynami na 17:00 do naszej ulubionej kawiarni. Wychodziłam już dumnie ze szkoły narzucając na siebie skórzaną kurtkę, bo nie wyobrażałam sobie chodzić w tandetnej marynarce szkolnej, nagle ktoś pociągnął mnie za ramię.

- Dobrze zgadłem – uśmiechnął się znów ukazując swoje białe zęby, no tak pan niebieskooki odnalazł głupią nastolatkę z baru, idealnie

- Jak zgadłeś? – powiedziałam spoglądając na niego i na motor jaki stał za nim

- Strzelałem – zaśmiał się – Może masz ochotę na przejażdżkę? – uśmiechnął się, a ja zaczęłam mieć wątpliwości, a co jak chce mnie zgwałcić gdzieś w pobliskim lesie, a jeszcze do dodatku wyśmieje mnie, że jestem dziewiętnastoletnią dziewicą. Ale powiedziałam sobie w duchu, że kto nie ryzykuje ten nie zyskuje.

- Jasne, gdzie pojedziemy? – zapytałam uśmiechając się do mężczyzny, zastanawiałam się w jakim jest wieku, ponieważ wyglądał jak mój rówieśnik.

- Jeszcze zobaczymy, mam nadzieję, że w tej spódniczce Cię nie przewieje – uśmiechnął się i podał mi kask, Daria szepnęła coś do Anny i patrzały na nas jak głupie – To twoje koleżanki? – zapytał

- Tak – odparłam i uśmiechnęłam się do nich, wsiadłam na motor zaraz za Jaredem i objęłam go rękoma w pasie, nie było innego wyjścia żebym mogła z nim jechać, odjechaliśmy z piskiem opon, a mi żołądek podchodził do gardła. Nie wyobrażacie sobie jak się bałam. Każdym razem jak skręcaliśmy miałam w głowie obraz, że się rozbijamy, pełno krwi i takie klimaty. Zatrzymaliśmy się w parku na drugim końcu Los Angeles, daleko od mojego domu, Jared podskoczył motorem na jakim siedzieliśmy, a ja gdy tylko zeszliśmy odetchnęłam z ulgą.

- Jesteś nienormalny mogliśmy oboje tam zginąć! – krzyknęłam i usiadłam na ławce

- Przestań, pewnie pierwszy raz jechałaś motorem – odparł i usiadł koło mnie, pewnie siedząc ze mną ramię w ramię. Podobało mi się to, że jest taki… że się nie boi niczego. Może to głupie, ale podobało mi się to w nim.

- Tak pierwszy, i Bogu dziękuję, że żyję. Jesteś totalnym wariatem – zaśmiałam się a on tylko uśmiechnął się – a jak z rolą dostałeś ją? – zapytałam, a ten posmutniał

- Nie udało mi się, niestety – powiedział – ale będę próbował dalej – uśmiechnął się

- Ty masz w ogóle gdzie mieszkać? – zapytałam z troską

- Mieszkam u znajomego do końca tygodnia a potem zobaczy się – uśmiechnął się lekko, a w jego  oczach widać było spokój, dziwne.

- Aha – odparłam i westchnęłam cicho

- Jak w szkole Eff? – zapytał z uśmiechem

- Do bani, nie mam ochoty grać w głupim spektaklu, który nie ma sensu, no może ma ale wystawiany jest co roku, i rzygam nim – powiedziałam i rzuciłam kamieniem przed siebie

- Tak jest, niestety musisz się z tym pogodzić w szkole nikt nie patrzy na Twoje zdanie – powiedział i przybliżył się do mnie jakby czuł że jest mi zimno. Faktycznie wiało i było dość chłodno, a spódniczka i rajstopy nie gwarantowały ciepła – zimno ci? – zapytał

- trochę – odpowiedziałam zapatrzona w niebo – niebo jest cudowne, takie tajemnicze i magiczne – powiedziałam po chwili i spojrzałam na Jareda który spojrzał mi w oczy jakby chciał w nich wszystko wyczytać.

- Niebo jest czymś doskonałym, czymś czego nie potrafimy dokładnie określić – uśmiechnął się, a ja zrobiłam to samo – jest już późno, powinnaś wracać do domu – spojrzałam na zegarek 19:30. Byłam umówiona z dziewczynami i kompletnie o tym zapomniałam, cholera jasna, będę musiała je jutro przeprosić.

- Chyba już czas, tylko proszę bez takich numerów jak były teraz – uśmiechnęłam się i założyłam kask, czułam zapach jego wody kolońskiej kiedy to mnie wiózł, była niesamowicie piękna, długo nie czułam takiego zapachu. Odwiózł mnie pod sam blok. Uśmiechnął się i mówiąc do jutra odjechał, a ja wbiegłam na górę gdzie czekała mnie niezbyt przyjemna niespodzianka

- Amber… - powiedziałam bez emocji

prayingforariot : :
gru 30 2013 1.Nigdy nie czułam się tak bardzo samotnie...
Komentarze: 0

             Los Angeles, miasto marzycieli, spełniania swoich marzeń, miasto sławy. Nie dla każdego, mieszkam tutaj od bachora i jedyne co mnie spotyka to jedno wielkie nieporozumienie. Czy człowiek jest w stanie przez bardzo długi czas żyć samotnie?  Ja swoje ukrywanie bycia smutną ukrywałam głęboko w sobie albo w ilości spalonych papierosów albo wypalonej trawki.  Jestem dziewiętnastoletnią uczennicą niepublicznej szkoły dla dziewcząt, uczę się aktorstwa. Jestem Elizabeth Forbes i jestem cholernie nieszczęśliwą dziewczyną jak na swój wiek.

- Eli na serio nie chcesz iść z nami? Będzie fajnie, ma zjawić się kilka spoko ludzi, może uda nam się ściągnąć tych z ostatniej klasy! – krzyknęła radośnie Anna, nic do niej nie miałam, była moją najwierniejszą z przyjaciółek, ale nie chciałam iść, uwierzcie mi czy nie, ale patrzenie któryś raz z kolei na całujących się zakochanych nastolatków przyprawiało mnie o mdłości, namawiała mnie tak długo aż nie usłyszała tego co chciała.

- Dobra zjawię się – powiedziałam udając że jestem szczęśliwa. Poszłam prosto do domu, mieszkałam w obskurnej kamienicy, szarej, całej w jakimś tandetnym graffiti.  Mój „dom” to była istna melina, zresztą czego oczekiwać, niby byli bogaci, niby mieli na wszystko ale wszystkie oszczędności szły na moją kochaną siostrzyczkę Amber, nie mam jej tego za złe, niech sobie żyje jak chce ale daleko ode mnie. Swój pokój urządziłam sobie sama, za swoje zarobione pieniądze przez wakacje, był w ciemnym fiolecie, ciemne brązowe panele, i łóżko z dużą ilością poduszek. Dobrze nawet jak na mnie samą, miałam duże okno w pokoju, gdzie zawsze siadałam na oknie i oglądałam gwiazdy, kochałam oglądać niebo, miało w sobie coś magicznego. Spojrzałam na zegarek było już grubo po 16 więc musiałam szykować się na „imprezę”. Nie miałam nastroju, ale musiałam dla przyjaciółki musiałam zrobić wszystko co w mojej mocy żeby była szczęśliwa, mimo, że raniłam sama siebie. Pomalowałam mocniej oko, tak jestem buntowniczką, punkiem czy jak to sobie nazwiesz, ale uwierz mi w 1992 roku właściwie połowa z nas tak wyglądała, do szkoły oczywiście nie mogłam szaleć ze strojem, bo obowiązywał nas mundurek szkolny.  Nienawidziłam go, każda z nas wyglądała w nim jak debilka, ale cóż szkoły się nie wybiera. To znaczy, ja nie mogłam. Chociaż aktorstwo było moją pasją, więc to się sprawdzało. Założyłam moją skórę i związałam moje blond włosy w koka. Miałam gdzieś jak przyjdą inni, ja kochałam moje uwalone glany i skórę i tego nigdy nie zmienię. No może zmienię, jeżeli założę własną rodzinę, ale nie wiem czy to nastąpi. Wyszłam i po jakiś 30 minutach byłam na miejscu, pub był pełny, ludzie wystroili się jak debile, więc ja byłam atrakcją wieczoru, zresztą pasowało mi to, że w końcu ktoś zwraca na mnie uwagę. Anna podeszła do mnie z uśmiechem na twarzy trzymając za rękę swojego chłopaka Matta. Para jak z obrazka, ona niska brunetka z kasztanowymi oczami, on zaś wysoki także brunet o oczach zielonych jak świeżo skoszona trawa. Przywitał się ze mną także miło, był dobrym chłopakiem, i co najważniejsze sprawiał że była szczęśliwa. To było najważniejsze.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że się zjawiłaś! – uściskała mnie radośnie

- Wiem, wiem, gdzie jest Daria? – zapytałam. Oczywiście wyjaśnię. Daria czyli moja druga najlepsza przyjaciółka zaraz po Annie, nie miałam nikogo prócz tej dwójki dziewcząt.

- Tam jest, z Robertem – powiedziała i wskazała na stolik – zresztą my tam wszyscy siedzimy, chodź – pociągnęła mnie za rękę, już zaczęłam żałować tego wieczoru. Usiadłam koło nich i Daria ledwo odkleiła się od Roberta żeby się przytulić. Wspominałam może że wkurwia mnie taka atmosfera? Nie? To wkurwia mnie w cholerę i mam ochotę uciec. Siedziałam między dwoma parami, jak jakaś debilka, nigdy nie czułam się tak samotna w otoczeniu tylu ludzi ale w końcu postanowiłam się zmyć i poszłam na głębszego.

- Czemu siedzisz przy barze sama? – zapytał ktoś z mojej prawej.  Odwróciłam się, zauważyłam wyższego znacznie ode mnie bruneta o oczach tak niebieskich, że nie potrafię tego koloru opisać.

- Patrz – wskazałam na moje przyjaciółki – dlatego – dodałam i wypiłam resztę trunku – a ty czemu jesteś tutaj sam? – zapytałam po wypiciu zawartości szklanki

- Jestem właściwie nowy, i niby przyprowadzili mnie tu kumple, ale całkowicie nie wiem jak się odnaleźć – powiedział lekko się uśmiechając

- Hmmm… Nowy w LA, czyżbyś szukał kariery? – uśmiechnęłam się lekko

- Właściwie dostałem tutaj rolę, i  muszę jakoś poznać to miasto, jest ogromne – powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku

- Może pogadamy na zewnątrz? Straszy tu hałas – powiedziałam i uśmiechnęłam się do chłopaka, ten kiwnął głową i poszedł za mną. Stanęliśmy przy jednej z ławek, i usiedliśmy. Wydawał się bardzo miły jak na nowego. – Palisz? – powiedziałam wyciągając paczkę papierosów

- Nie, dzięki – uśmiechnął się lekko, a ja wzruszyłam ramionami i odpaliłam swojego papierosa zaciągając się nikotynowym uzależniającym dymem. – Ogólnie zapomniałem się przedstawić – uśmiechnął się pokazując rządek pięknych prostych bialutkich ząbków – Jestem Jared – wyciągnął rękę żeby się powitać a ja uścisnęłam ją z uśmiechem, aż dziwne że byłam taka miła, ale było w nim coś co chciałam poznać. Nie wiedziałam co, ale często mam przeczucia co do ludzi.

- Elizabeth, ale mów jak chcesz – uśmiechnęłam się znów jak debilka

- Może Eff? – powiedział

- Nikt tego nie wymyślił! Podoba mi się – powiedziałam biorąc następnego bucha papierosa.

- No to Eff, może po prostu się stąd zmyjemy? – zapytał, szczerze nie miałam nic do roboty więc mogłam oprowadzić „nowego” po LA.

- Wycieczkę czas zacząć – zaśmiałam się i wstałam, dopaliłam do końca papierosa i peta wyrzuciłam na ulicę, poszliśmy przecznicami prosto na wzgórza. Było to ciche miejsce, moje miejsce, nie chciałam się zbytnio nim dzielić, ale jakoś mnie natchnęło – To jest najpiękniejsze miejsce w tym zasranym mieście, wybacz za takie słowa – powiedziałam i usiadłam na ogromnym kamieniu, nogami opierając się ów kamienia.

- Nie lubisz tego miasta? – zapytał i spojrzał na mnie

- Gdyby przynosiło Ci same nieszczęścia, miałbyś takie samo uczucie, ale ty przyjechałeś tutaj z właściwie dobrym zamiarem więc dla Ciebie będzie to szczęśliwe miasto – mimowolnie uśmiechnęłam się, patrząc w oddal

- Kiedyś karma i wróci do Ciebie i zaznasz spokoju i szczęścia – powiedział i spojrzał na mnie

- Okej, czas się chyba zwijać – zaśmiałam się, to ja już… - ucięłam – pójdę do domu – uśmiechnęłam się

- Odprowadzę cię – powiedział radośnie, nawet się ucieszyłam, że się odzywa, tak więc poszliśmy pod mój dom

- To już tu, dzięki Jared za wieczór – powiedziałam – jakbyś chciał przewodnika to wiesz gdzie szukać – uśmiechnęłam się

- Jasne, na pewno się zgłoszę, do zobaczenia – powiedział radośnie i poszedł w drugą stronę, a ja weszłam do budynku, poszłam na 2 piętro gdzie mieszkałam otworzyłam okno w pokoju i odpaliłam następnego papierosa.  Niebo było nadzwyczaj spokojne, mogłam z łatwością oglądać gwiazdy i niebo. Położyłam się grubo po 12. A w nocy męczyły mnie te niebieskie oczy.

prayingforariot : :