gru 30 2013

1.Nigdy nie czułam się tak bardzo samotnie...


Komentarze: 0

             Los Angeles, miasto marzycieli, spełniania swoich marzeń, miasto sławy. Nie dla każdego, mieszkam tutaj od bachora i jedyne co mnie spotyka to jedno wielkie nieporozumienie. Czy człowiek jest w stanie przez bardzo długi czas żyć samotnie?  Ja swoje ukrywanie bycia smutną ukrywałam głęboko w sobie albo w ilości spalonych papierosów albo wypalonej trawki.  Jestem dziewiętnastoletnią uczennicą niepublicznej szkoły dla dziewcząt, uczę się aktorstwa. Jestem Elizabeth Forbes i jestem cholernie nieszczęśliwą dziewczyną jak na swój wiek.

- Eli na serio nie chcesz iść z nami? Będzie fajnie, ma zjawić się kilka spoko ludzi, może uda nam się ściągnąć tych z ostatniej klasy! – krzyknęła radośnie Anna, nic do niej nie miałam, była moją najwierniejszą z przyjaciółek, ale nie chciałam iść, uwierzcie mi czy nie, ale patrzenie któryś raz z kolei na całujących się zakochanych nastolatków przyprawiało mnie o mdłości, namawiała mnie tak długo aż nie usłyszała tego co chciała.

- Dobra zjawię się – powiedziałam udając że jestem szczęśliwa. Poszłam prosto do domu, mieszkałam w obskurnej kamienicy, szarej, całej w jakimś tandetnym graffiti.  Mój „dom” to była istna melina, zresztą czego oczekiwać, niby byli bogaci, niby mieli na wszystko ale wszystkie oszczędności szły na moją kochaną siostrzyczkę Amber, nie mam jej tego za złe, niech sobie żyje jak chce ale daleko ode mnie. Swój pokój urządziłam sobie sama, za swoje zarobione pieniądze przez wakacje, był w ciemnym fiolecie, ciemne brązowe panele, i łóżko z dużą ilością poduszek. Dobrze nawet jak na mnie samą, miałam duże okno w pokoju, gdzie zawsze siadałam na oknie i oglądałam gwiazdy, kochałam oglądać niebo, miało w sobie coś magicznego. Spojrzałam na zegarek było już grubo po 16 więc musiałam szykować się na „imprezę”. Nie miałam nastroju, ale musiałam dla przyjaciółki musiałam zrobić wszystko co w mojej mocy żeby była szczęśliwa, mimo, że raniłam sama siebie. Pomalowałam mocniej oko, tak jestem buntowniczką, punkiem czy jak to sobie nazwiesz, ale uwierz mi w 1992 roku właściwie połowa z nas tak wyglądała, do szkoły oczywiście nie mogłam szaleć ze strojem, bo obowiązywał nas mundurek szkolny.  Nienawidziłam go, każda z nas wyglądała w nim jak debilka, ale cóż szkoły się nie wybiera. To znaczy, ja nie mogłam. Chociaż aktorstwo było moją pasją, więc to się sprawdzało. Założyłam moją skórę i związałam moje blond włosy w koka. Miałam gdzieś jak przyjdą inni, ja kochałam moje uwalone glany i skórę i tego nigdy nie zmienię. No może zmienię, jeżeli założę własną rodzinę, ale nie wiem czy to nastąpi. Wyszłam i po jakiś 30 minutach byłam na miejscu, pub był pełny, ludzie wystroili się jak debile, więc ja byłam atrakcją wieczoru, zresztą pasowało mi to, że w końcu ktoś zwraca na mnie uwagę. Anna podeszła do mnie z uśmiechem na twarzy trzymając za rękę swojego chłopaka Matta. Para jak z obrazka, ona niska brunetka z kasztanowymi oczami, on zaś wysoki także brunet o oczach zielonych jak świeżo skoszona trawa. Przywitał się ze mną także miło, był dobrym chłopakiem, i co najważniejsze sprawiał że była szczęśliwa. To było najważniejsze.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że się zjawiłaś! – uściskała mnie radośnie

- Wiem, wiem, gdzie jest Daria? – zapytałam. Oczywiście wyjaśnię. Daria czyli moja druga najlepsza przyjaciółka zaraz po Annie, nie miałam nikogo prócz tej dwójki dziewcząt.

- Tam jest, z Robertem – powiedziała i wskazała na stolik – zresztą my tam wszyscy siedzimy, chodź – pociągnęła mnie za rękę, już zaczęłam żałować tego wieczoru. Usiadłam koło nich i Daria ledwo odkleiła się od Roberta żeby się przytulić. Wspominałam może że wkurwia mnie taka atmosfera? Nie? To wkurwia mnie w cholerę i mam ochotę uciec. Siedziałam między dwoma parami, jak jakaś debilka, nigdy nie czułam się tak samotna w otoczeniu tylu ludzi ale w końcu postanowiłam się zmyć i poszłam na głębszego.

- Czemu siedzisz przy barze sama? – zapytał ktoś z mojej prawej.  Odwróciłam się, zauważyłam wyższego znacznie ode mnie bruneta o oczach tak niebieskich, że nie potrafię tego koloru opisać.

- Patrz – wskazałam na moje przyjaciółki – dlatego – dodałam i wypiłam resztę trunku – a ty czemu jesteś tutaj sam? – zapytałam po wypiciu zawartości szklanki

- Jestem właściwie nowy, i niby przyprowadzili mnie tu kumple, ale całkowicie nie wiem jak się odnaleźć – powiedział lekko się uśmiechając

- Hmmm… Nowy w LA, czyżbyś szukał kariery? – uśmiechnęłam się lekko

- Właściwie dostałem tutaj rolę, i  muszę jakoś poznać to miasto, jest ogromne – powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku

- Może pogadamy na zewnątrz? Straszy tu hałas – powiedziałam i uśmiechnęłam się do chłopaka, ten kiwnął głową i poszedł za mną. Stanęliśmy przy jednej z ławek, i usiedliśmy. Wydawał się bardzo miły jak na nowego. – Palisz? – powiedziałam wyciągając paczkę papierosów

- Nie, dzięki – uśmiechnął się lekko, a ja wzruszyłam ramionami i odpaliłam swojego papierosa zaciągając się nikotynowym uzależniającym dymem. – Ogólnie zapomniałem się przedstawić – uśmiechnął się pokazując rządek pięknych prostych bialutkich ząbków – Jestem Jared – wyciągnął rękę żeby się powitać a ja uścisnęłam ją z uśmiechem, aż dziwne że byłam taka miła, ale było w nim coś co chciałam poznać. Nie wiedziałam co, ale często mam przeczucia co do ludzi.

- Elizabeth, ale mów jak chcesz – uśmiechnęłam się znów jak debilka

- Może Eff? – powiedział

- Nikt tego nie wymyślił! Podoba mi się – powiedziałam biorąc następnego bucha papierosa.

- No to Eff, może po prostu się stąd zmyjemy? – zapytał, szczerze nie miałam nic do roboty więc mogłam oprowadzić „nowego” po LA.

- Wycieczkę czas zacząć – zaśmiałam się i wstałam, dopaliłam do końca papierosa i peta wyrzuciłam na ulicę, poszliśmy przecznicami prosto na wzgórza. Było to ciche miejsce, moje miejsce, nie chciałam się zbytnio nim dzielić, ale jakoś mnie natchnęło – To jest najpiękniejsze miejsce w tym zasranym mieście, wybacz za takie słowa – powiedziałam i usiadłam na ogromnym kamieniu, nogami opierając się ów kamienia.

- Nie lubisz tego miasta? – zapytał i spojrzał na mnie

- Gdyby przynosiło Ci same nieszczęścia, miałbyś takie samo uczucie, ale ty przyjechałeś tutaj z właściwie dobrym zamiarem więc dla Ciebie będzie to szczęśliwe miasto – mimowolnie uśmiechnęłam się, patrząc w oddal

- Kiedyś karma i wróci do Ciebie i zaznasz spokoju i szczęścia – powiedział i spojrzał na mnie

- Okej, czas się chyba zwijać – zaśmiałam się, to ja już… - ucięłam – pójdę do domu – uśmiechnęłam się

- Odprowadzę cię – powiedział radośnie, nawet się ucieszyłam, że się odzywa, tak więc poszliśmy pod mój dom

- To już tu, dzięki Jared za wieczór – powiedziałam – jakbyś chciał przewodnika to wiesz gdzie szukać – uśmiechnęłam się

- Jasne, na pewno się zgłoszę, do zobaczenia – powiedział radośnie i poszedł w drugą stronę, a ja weszłam do budynku, poszłam na 2 piętro gdzie mieszkałam otworzyłam okno w pokoju i odpaliłam następnego papierosa.  Niebo było nadzwyczaj spokojne, mogłam z łatwością oglądać gwiazdy i niebo. Położyłam się grubo po 12. A w nocy męczyły mnie te niebieskie oczy.

prayingforariot : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz