Komentarze: 0
W poniedziałek rano obudziłam się nawet przed budzikiem co było bardzo dziwne w moim przypadku, byłam cholernym śpiochem i nagle od tak wstaje szybciej, może jakoś dziwnie się wyspałam. Wstałam ledwo żywa z łóżka i otworzyłam okno, tak to był genialny pomysł. Październikowe powietrze wleciało do mojego pokoju a mi od razu zrobiło się lepiej. Otworzyłam szafę wyjmując mundurek szkolny i poszłam prosto do łazienki. Łazienka też nie błyszczała tymi pieniędzmi jakie posiadaliśmy, to znaczy Amber posiadała. Wzięłam prysznic i stanęłam przed lustrem, upięłam włosy w wysokiego kitka, delikatnie wytuszowałam rzęsy i podmalowałam oko, złapałam moją torbę i zeszłam na śniadanie, które oczywiście robiłam sobie sama. Nie było możliwości, aby mama coś mi zrobiła. Czasami czułam się jak powietrze i czekałam, aż wyprowadzę się z tego domu w cholerę. Zapakowałam kanapkę z serem do torby i wyszłam do szkoły. Szłam dość szybko i w szkole pojawiłam się przed dzwonkiem. Pierwszą miałam próbę do spektaklu, wiedziałam, że dziewczyny będą mnie męczyć pytaniami, ale nie miałam wyboru, musiałam się z tym jakoś uporać. Usiadłam tuż przed salą w której miała odbyć się próba, i wyjęłam zeszyt i ołówek, zaczęłam szkicować widok ze wzgórz. Zawsze to robiłam kiedy mi się nudziło. Zobaczyłam Darię i Annę jak idą w moją stronę uśmiechnięte od ucha do ucha i machające do mnie. Wstałam i schowałam zeszyt wraz z ołówkiem.
- Cóż to za przystojny mężczyzna cię porwał w sobotę? – powiedziała Daria uśmiechając się
- Nowy w LA, ma mieć jakąś rolę w filmie. Nazywa się Jared – uśmiechnęłam się dumnie, bo jednak zawsze byłam tą poszkodowaną kiedy jeszcze one nie miały chłopaków, byłam tą co stała sama, zresztą prawie do teraz tak było. Do soboty kiedy pan niebieskie oczy nie zaczepił mnie. Rozbrzmiał dzwonek więc weszliśmy do Sali. Przebrałam się w swój strój, grałam drugoplanową rolę. Byłam dziewczyną która pomagała zmagać się… a tam bzdety. Nie podobał mi się ten spektakl ale co miałam zrobić? Musiałam zaliczyć semestr. Dzień w szkole minął mi znakomicie szybko, umówiłam się z dziewczynami na 17:00 do naszej ulubionej kawiarni. Wychodziłam już dumnie ze szkoły narzucając na siebie skórzaną kurtkę, bo nie wyobrażałam sobie chodzić w tandetnej marynarce szkolnej, nagle ktoś pociągnął mnie za ramię.
- Dobrze zgadłem – uśmiechnął się znów ukazując swoje białe zęby, no tak pan niebieskooki odnalazł głupią nastolatkę z baru, idealnie
- Jak zgadłeś? – powiedziałam spoglądając na niego i na motor jaki stał za nim
- Strzelałem – zaśmiał się – Może masz ochotę na przejażdżkę? – uśmiechnął się, a ja zaczęłam mieć wątpliwości, a co jak chce mnie zgwałcić gdzieś w pobliskim lesie, a jeszcze do dodatku wyśmieje mnie, że jestem dziewiętnastoletnią dziewicą. Ale powiedziałam sobie w duchu, że kto nie ryzykuje ten nie zyskuje.
- Jasne, gdzie pojedziemy? – zapytałam uśmiechając się do mężczyzny, zastanawiałam się w jakim jest wieku, ponieważ wyglądał jak mój rówieśnik.
- Jeszcze zobaczymy, mam nadzieję, że w tej spódniczce Cię nie przewieje – uśmiechnął się i podał mi kask, Daria szepnęła coś do Anny i patrzały na nas jak głupie – To twoje koleżanki? – zapytał
- Tak – odparłam i uśmiechnęłam się do nich, wsiadłam na motor zaraz za Jaredem i objęłam go rękoma w pasie, nie było innego wyjścia żebym mogła z nim jechać, odjechaliśmy z piskiem opon, a mi żołądek podchodził do gardła. Nie wyobrażacie sobie jak się bałam. Każdym razem jak skręcaliśmy miałam w głowie obraz, że się rozbijamy, pełno krwi i takie klimaty. Zatrzymaliśmy się w parku na drugim końcu Los Angeles, daleko od mojego domu, Jared podskoczył motorem na jakim siedzieliśmy, a ja gdy tylko zeszliśmy odetchnęłam z ulgą.
- Jesteś nienormalny mogliśmy oboje tam zginąć! – krzyknęłam i usiadłam na ławce
- Przestań, pewnie pierwszy raz jechałaś motorem – odparł i usiadł koło mnie, pewnie siedząc ze mną ramię w ramię. Podobało mi się to, że jest taki… że się nie boi niczego. Może to głupie, ale podobało mi się to w nim.
- Tak pierwszy, i Bogu dziękuję, że żyję. Jesteś totalnym wariatem – zaśmiałam się a on tylko uśmiechnął się – a jak z rolą dostałeś ją? – zapytałam, a ten posmutniał
- Nie udało mi się, niestety – powiedział – ale będę próbował dalej – uśmiechnął się
- Ty masz w ogóle gdzie mieszkać? – zapytałam z troską
- Mieszkam u znajomego do końca tygodnia a potem zobaczy się – uśmiechnął się lekko, a w jego oczach widać było spokój, dziwne.
- Aha – odparłam i westchnęłam cicho
- Jak w szkole Eff? – zapytał z uśmiechem
- Do bani, nie mam ochoty grać w głupim spektaklu, który nie ma sensu, no może ma ale wystawiany jest co roku, i rzygam nim – powiedziałam i rzuciłam kamieniem przed siebie
- Tak jest, niestety musisz się z tym pogodzić w szkole nikt nie patrzy na Twoje zdanie – powiedział i przybliżył się do mnie jakby czuł że jest mi zimno. Faktycznie wiało i było dość chłodno, a spódniczka i rajstopy nie gwarantowały ciepła – zimno ci? – zapytał
- trochę – odpowiedziałam zapatrzona w niebo – niebo jest cudowne, takie tajemnicze i magiczne – powiedziałam po chwili i spojrzałam na Jareda który spojrzał mi w oczy jakby chciał w nich wszystko wyczytać.
- Niebo jest czymś doskonałym, czymś czego nie potrafimy dokładnie określić – uśmiechnął się, a ja zrobiłam to samo – jest już późno, powinnaś wracać do domu – spojrzałam na zegarek 19:30. Byłam umówiona z dziewczynami i kompletnie o tym zapomniałam, cholera jasna, będę musiała je jutro przeprosić.
- Chyba już czas, tylko proszę bez takich numerów jak były teraz – uśmiechnęłam się i założyłam kask, czułam zapach jego wody kolońskiej kiedy to mnie wiózł, była niesamowicie piękna, długo nie czułam takiego zapachu. Odwiózł mnie pod sam blok. Uśmiechnął się i mówiąc do jutra odjechał, a ja wbiegłam na górę gdzie czekała mnie niezbyt przyjemna niespodzianka
- Amber… - powiedziałam bez emocji